Thursday 22 November 2012

"Gruba"-juz zawsze.

Hej, z dietka dalej jest ok. Wczoraj oczywiscie juz nic nie bylo, po tym co napisalam. Dzisiaj spokojnie jest:
Sniadanie: pol szklanki mleka 50kcal + pol szklanki platkow dietetycznych 50kcal
Obiad: Ryba na oliwie z oliwek 100kcal + salatka50 kcal . (malo wyszlo kalorii jak na obiad, ale porcja byla jeszcze mniejsza).
O 18.00: 1sucharek 35kcal, z serkiem philadelphia i plasterkiem jablka 10 kcal +herbata 5 kcal.
Razem 300 kcal. A i tak przeciez wpierdalam.
Humor jakis taki, nie wiem...
W szkole humor super, w domu jako tako, ale jak mam pisac o diecie, to nigdy nie czuje sie dumna z siebie. Wiem ze robie wszystko ok, i ani nie moze byc duzo lepiej, ani duzo gorzej.
Dzisiaj siedzialam przed szkola na chodniku, czekalam na kolege, i z kotregos okno polecialo slowo... "Gruba".
To o mnie xD Nie ma pomylki, nawet gdybym probowala sie oklamac to nie ma opcji, bo nikogo innego tam nie bylo. Poczulam sie jak idiotka.
Moja pierwsza mysl byla "2 dni glodowki"... ale pieprze na to, tak czy siak nie przestane sie odchudzac, wiec ide sobie powoli, jedzac rybke, sucharki...  i dalej jestem gruba.
Nie ma innego wyjscia niz dalsze odchudzanie :S

7 comments:

  1. na pewno nie zawsze ;p trzymaj się tu i nie poddawaj :D

    ReplyDelete
  2. Ja planuję ciągnąć tą dietę do 20 grudnia chociaż gdybym wytrzymała do 23 byłoby perfekcyjnie. Jestem pod ciągłym nadzorem więc to trochę utrudnia sprawę, ale dam radę, razem z Tobą na pewno będzie łatwiej;)
    Miłego trzymania diety jutro, całuje:**

    ReplyDelete
  3. żadnej głodówki, wszystko jest dobrze! trzymaj tak dalej :*

    ReplyDelete
  4. Głodówki 2 dniowe są bez sensu więc nawet się nie waż!
    400 kcal? Z wielką chęcią ale obawiam się, że jak dla mnie to to będzie jeszcze za mało... Więc ja jak na razie sobie odpuszczę, nie chcę mieć napadu za 2 lub 3 dni, bo wiem, że wtedy rzucę to wszystko w kąt i znów przytyję! Ale Tobie życzę powodzenia!!! ;**

    ReplyDelete
  5. Kotek, z tego co widzę, Twój blog powstał niedawno, dopiero zaczynasz więc "przygodę". Nie powinnaś się katować taką ilością kalorii a co dopiero głodówkami! Lepiej jeść na razie 'normalnie' i stopniowo przyzwyczajać organizm, do mniejszej ilości kcal. Ciężko będzie, jeśli masz napady, ale chudość wymaga poświęceń. Rozumiem, że to jest blog pro-mia, a przynajmniej tak głosi Twoja pierwsza notka ALE nie wymiotuj! Będę usilnie Cię od tego odwodzić, bo:
    1. Nigdy nie zwymiotujesz wszystkiego co zjadłaś, bo już w momencie, kiedy coś połykasz, to zaczyna się trawić
    2. Kwasy żołądkowe rozwalą Ci przełyk, gardło, zęby, zatoki - WSZYSTKO (kiedyś śpiewałam w chórze, a po największych napadach musiałam z tego zrezygnować, bo nie byłam w stanie wydobyć dobrego dźwięku)
    3. Od zjadania dużej ilości jedzenia naraz możesz nabawić się cukrzycy
    4. Marnujesz dużo kasy na jedzenie

    Wrócę jeszcze do jedzenia. Skoro masz problem z napadami, to kup sobie 10 kilo marchwi, a nigdy do szkoły, na spacer, nie bierz pieniędzy, żeby Cię nie kusiło. U mnie na początku marchew się nie sprawdzała, ale z czasem zaczęłam jeść ją z "nudów", a potem traktowałam jako zamiennik ciastek i itp. Nie gwarantuję, że u Ciebie to zadziała, ale może spróbuj?
    Trzymaj się ciepło. :*

    ReplyDelete
  6. Dopiero zobaczyłam Twój koment u mnie. Dlatego gratuluję, że nie wymiotujesz :))
    A co do obiadu z chłopakiem - wg mnie nie ważne co jesz, ważne że jesz (przy nim). On nie powinien mieć go gadania nic, jeśli Ty chcesz zjeść coś lekkiego a on woli sam tłuszcz. Także jakby się czepiał, to mu wybij to z głowy - w końcu jest facetem i potrzebuje innego żarcia. Nie ma co się Ciebie czepiać :P

    ReplyDelete
  7. dokładnie tak. ale wypiłam czerwoną herbatę i nic już nie jem. a jutro będzie lepiej. :)

    ReplyDelete